Drugi odcinek "Gier Wiecznie Żywych" pierwotnie miał tyczyć się innego tematu, ale musiałem nieco skorygować swoje plany. Mam sposobność grać aktualnie w Sid Meier's Civilization Beyond Earth. Moja przygoda z grami Sida Meiera w zasadzie zaczęła i skończyła się na Civilization 2. Ta starusieńka gra nadal posiada wielki potencjał i potrafi wciągnąć na długie godziny. Beyond Earth odziedziczył to po swoim przodku!
Odcinek 2 - Beyond Earth
W zasadzie miałem pisać tu o starych grach. Ta jednak ma w sobie to coś, że postanowiłem nieco złamać konwencję. Beyond Earth przejdzie do historii i tak jak dziś z łezką w oku ludzie wspominają Civilization tak za kilka(naście) lat będą wspominać BE. Ta gra w zasadzie jest sumą wszystkiego co najlepsze w Civilization i innych grach turowych. Najmocniejsze wrażenie robi jednak na nowym graczu sam klimat tej gry.Po odpaleniu gry podziwiamy intro, które wprowadza nas w historię końca ludzkości i przeprowadzkę na obcą planetę. Jest patetycznie i majestatycznie. Potem podejmujemy szereg decyzji, które wpłyną na naszą rozgrywkę. Wybieramy sponsora, rodzaj statku, którym przylecimy, grupę społeczną, która znajduje się na tym statku. To wszystko ma wpływ na nasz start w grze. Możemy bowiem zacząć jako społeczeństwo inżynierów, którzy w kilka tur przekształcą teren wokół naszego pierwszego miasta w farmy i elektrownie, albo pójść drogą militarną i z oddziałem żołnierzy rozpocząć agresywną kolonizację nieznanego świata. Ciekawie rozwiązano kwestię wyboru kim tak naprawdę gramy! Mamy do wyboru korporację AKO (Amerykanie), kolektyw panazjatycki (Chińczycy + Japończycy), unię afrykańską, protektorat kawitański (Hindusi), czy też federację słowiańską (Rosjanie, Polacy, Serbowie itp.). Każda z tych nacji ma inny bonus. Ok! Wybory wyborami, ale zaczynamy rozgrywkę.
Mamy miasto, jednostkę odkrywców i ewentualnie dodatkowa jednostkę wynikającą z bonusów startowych. Wylądowaliśmy w obcym świecie, niezbyt przyjaznym świecie i musimy powalczyć o przetrwanie. Pisałem już wcześniej o niesamowitym klimacie gry. W pierwszych turach zostajemy przytłoczeni mnóstwem bodźców z otaczającego nas świata. Niesamowita, nastrojowa muzyka, która w zależności od sytuacji przyśpiesza bądź zwalnia. Drzewko technologii, które zmusza nas do kombinowania i myślenia (co najpierw wybrać, co jest użyteczne?). Mnóstwo komunikatów i decyzji (np. gdy wybudujesz budynek o nazwie Relikt ze Starej Ziemi zaraz będziesz musiał podjąć decyzję czy relikt ma służyć za miejsce kultu niedostępne dla społeczeństwa, czy ma być swoistą biblioteką, do której każdy może wejść i ta decyzja ma wpływ na dalszy rozwój miasta!). W grze cały czas uświadczamy swoistego deja vu. Tak jakbym już gdzieś to widział! Raz przychodzi mi na myśl "Odyseja Kosmiczna" Stanleya Kubricka, innym razem "Prometeusz" Ridleya Scotta. Gdy pierwszy raz zaatakował mnie czerw to mimo, że prawie straciłem jednostkę uśmiechnąłem się w duchu do siebie - toż to "Diuna" Franka Herberta. Jednostki obcych (w większości zielone) kojarzą się z grą "Spore". Odniesień jest tu cała masa.
Natomiast z punktu prowadzenia wojen gra jest trudna. Przynajmniej na początku. To nie jest Civilization, w którym jedną czy dwiema jednostkami Słoni Bojowych lub Legionistów pokonamy wszystkich na wczesnym etapie. Tutaj trzeba się pilnować, żeby marines szli przodem, a strzelcy tyłem. Tutaj fakt posiadania czołgu nie sprawia, że stajesz się panem sytuacji. Tutaj trzeba się stale zbroić, by nie wypaść z obiegu. Tutaj zacofanie technologiczne naprawdę daje o sobie znać (w Civilization zdarzyło mi się przegrać pojedynek moich czołgów z ufortyfikowaną na wzgórzu falangą grecką LOL!).
Na razie jeszcze za wcześnie bym wystawił ocenę, bo za krótko grałem. Ale ta gra jest niesamowita i ma wielki potencjał. Jeszcze do niej wrócę. A na koniec filmik poglądowy.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz