wtorek, 30 września 2014

Maciejowa Piwniczka #4



Czwarty odcinek Maciejowej Piwniczki wnosi nieco zmian. Dziś oceniam białe wina. Osobiście wolę czerwone, ale nie oznacza to, że białych nie tykam. Gdy tak sobie czytam winicjatywę i inne serwisy dochodzę do wniosku, że na półkach w marketach łatwiej znaleźć wybitne wino białe niż wybitne czerwone. Czy tak jest naprawdę. Wszystko przede mną ;)

A przed Wami...

ODCINEK 4

W szranki stają do walki dwa białe wina, które zasadniczo miały być winami  półwytrawnymi, a okazały się być winami półsłodkimi (zonk).

(1) Mołdawskie Kwiaty Pinot Grigio

Butelka wygląda przepięknie. Niemal czuć od niej kwiaciarnią. Miła dla oka stylizacja często bywa jednak zwodnicza. Winko pachnie ładnie, owocowo-kwiatowo. W smaku niespodzianka. Miało być półwytrawnie, a jest półsłodko. I choć wino nie ma zbyt wielu % to jednak czuć od niego coś jakby spirytus?

No powiem szczerze, że jestem nieco rozczarowany, ale 14 zł też nie jakaś bajońska suma, więc w sumie da się przeboleć.

Z ciekawostek:
Pinot Grigio to szczep, który da się uprawiać w Polsce. Aktualnie hoduje się go w okolicach Skierniewic, a przed wojną w Winiarach koło Warki. Szczep wywodzi się z Francji i przewędrował pół Europy. W Alzacji wina z tego szczepu nazwano Tokay d'Alsace, ale nie mają one nic wspólnego z węgierskim tokajem. Aktualnie nie używa się już tej nazwy.

Ocena: 3/10



(2) Carlo Rossi California White

Carlo Rossi opinię ma generalnie niezbyt ciekawą. Mimo to nadal jest najchętniej kupowanym winem w Polsce. Koszt tej butelki to około 17-20 zł. Smak? Tak jak powyżej - miało być półwytrawne, a wyszło półsłodkie i to w dodatku z bąbelkami (drobnymi i nielicznymi ale jednak!). Próżno szukać tu jakichś dominujących akcentów. Jest bezbarwnie i neutralnie. Zapach też z niczym się nie kojarzy.

Próżno też szukać jakichś danych na temat szczepu. Znajdujemy tu informację o tajemniczym Cuvee. Już tłumaczę - cuvee to nic innego jak kupaż. W tym wypadku są to po prostu zlewki kilku różnych białych szczepów. Carlo Rossi to wino stołowe. Owszem - da się wypić jako dodatek do mielonego z ziemniakami, ale nie nadaje się na salony.

Ponadto w tym winie jest zaskakująco mało %. Zaledwie 10!


Ocena: 2/10


Jaki morał płynie z tej przygody? No cóż - oba wina są po prostu słabe i nie warto zawracać sobie nimi głowy. Ich słabość nie wynika jednak z tego, że są jakieś bardzo niedobre, niepijalne itd. Ta niemoc płynie raczej z ich nijakości - nie zapadają w pamięć, z niczym się nie kojarzą. Jest cały szereg win, o których można coś powiedzieć, coś charakterystycznego. Np. Refosco z odcinka 2. jest po prostu za kwaśne, albo Montepulciano z odcinka 1. jest dobrze zbalansowane. A o bohaterach dzisiejszego pojedynku nie da się nic powiedzieć. Są jak ulotna myśl, która po prostu wyleciała z głowy.

środa, 17 września 2014

Maciejowa Piwniczka #3


Faktoria Win zdominowała ostatnio moją piwniczkę. Nie są to wina szczególnie górnych lotów, ale nie są też najgorsze. Dziś znów bierzemy na celownik dwa wina włoskie, czerwone. Oba są w cenie do dwóch dych. Czy są dobre? Zależy do czego.

MACIEJOWA PIWNICZKA #3

(1) Nero d'Avola Sicilia Galante

Pośród rozmaitej włoszczyzny dostępnej w Faktorii Win ta jest nawet niezła. Ani za kwaśna, ani za goryczkowa. Nero d'Avola da się skonsumować zarówno "na bogato", czyli camembert plus jakieś oliwki, ale da się też wpasować jako dodatek do paluszków, orzeszków czy czipsów. W zasadzie nie ma o czym pisać. Ot taki średniaczek. Nero d'Avola jest szczepem typowym dla Sycylii. Tamtejsze winogrona są dorodne i wyrośnięte, a tamtejsze wino ciężkie, bogate, solidne. Mimo wszystko Nero d'Avola Sicilia Galante nie jest szczytem możliwości winnic sycylijskich.

Powiedzmy sobie szczerze - wino kosztuje 15 zł i oferuje dokładnie tyle ile za nie zapłaciliśmy. To dość istotne, bowiem często zdarza się, że sporo przepłacamy za wino, sugerując się ładną etykietą.

Drogi czytelniku - mimo wszystko spróbuj trunku z tej zacnej butelki. Jeśli uznasz, że było nawet niezłe jest to dla Ciebie sygnał, że inne wina ze szczepu Nero d'Avola są własnie dla Ciebie





(2) Chianti Torfagiano
Na Winicjatywie wino to zostało zjechane jako tragiczne. Na DoTrzechDych z kolei się nad nim rozpływają. No to jak z nim w końcu jest? Trzeba sprawdzić samemu. Wszystko w myśl głównej zasady wyznawanej przeze mnie - nie dać sobie nic wmówić - pić wino takie jakie mi odpowiada.

Jakie jest to Chianti? No cóż, Chianti to wino toskańskie, czyli zrodzone ze szczepu Sangiovese. Raz już oceniałem jedno takie wino, tutaj warto wrócić do odcinka nr 1. Tam mieliśmy wino La Piuma, czyli kwas niesamowity. Tutaj mamy nieco mniej kwasu, trochę więcej goryczy, trochę jakby więcej owocu. Zostawia niezbyt trwały, ale nawet przyjemny posmak. Generalnie jak na wino za 18 zł jest nieźle, ale na kolana też nie powala.

Faktoria Win poleca to wino na prezent. Ja bym raczej widział je jako dodatek do mięcha, salami, ewentualnie do pizzy. Pomimo, że jest winem z apelacją (czyli taką winiarską gwarancją, że wino nie schodzi poniżej pewnego poziomu) to jednak oczekiwałem czegoś nieco lepszego.




Czas na oceny.
Nero dostaje 5/10
Chianti również 5/10

Oba wina są średniakami. Cóż mogę powiedzieć moim szanownym czytelnikom. Chyba trzeba sobie odpuścić włoszczyznę z Faktorii Win. Nic lepszego niż Montepulciano d'Abruzzo i tak nie znajdziemy. Czy wina te zawędrują do mojej piwniczki?
Nie. Górą nadal Montepulciano d'Abruzzo.

czwartek, 11 września 2014

4x Gothic

Co roku na jesień dopada mnie jakaś osobliwa chandra. Objawia się to częstszym bujaniem w obłokach, zasłuchaniem w gotycki metal, zaczytaniem w fantastykę, zagraniem w jakieś rpg. Dziś opowiem Wam, drodzy czytelnicy, o czterech bardzo fajnych płytach, które wałkuję teraz na okrągło.

W zasadzie słucham wszystkich gatunków muzyki. Nie narzucam sobie jakichś fanatycznych ograniczników. Najbardziej jednak zakochałem się w gotyckim metalu. A może to jest symfoniczny metal? Ciężko mi czasem wskazać gdzie leży granica tych dwóch metalowych podgatunków. O ile industrial czy power metal są dla mnie łatwe do zidentyfikowania, o tyle gothic i symphonic często się ze sobą przeplatają. Jak zwał, tak zwał. Grunt, że dobrze grają ;)

Nightwish - Imaginaerum
Jak dla mnie twórczość Nightwisha dzieli się na dwie epoki. Epoka Tarji Turunen to Nightwish bardziej operowy, baśniowy, czarodziejski i niekiedy trochę infantylny, ale jednak wciąż wspaniały. Epoka Anette Olzon to Nightwish mroczny, drapieżny, przebojowy, gwałtowny i nieco dojrzalszy. Jakim szokiem była dla mnie płyta Imaginaerum?!

Całość jest świetnie skomponowana, wszystkie piosenki pasują tu do siebie, czuć między nimi ciągłość. Imaginaerum to płyta jedyna w swoim rodzaju. Jest jak przepiękny musical, którego można słuchać na okrągło wcale się nim nie nudząc.

Mamy tutaj otwierające płytę słodkie i hipnotyczne Taikatalvi, dalej energiczne Storytime, następnie drapieżne i mocne Ghost River, w którym czuć rwący potok i tonących ludzi. Po tych dwóch szybkich utworach nagła odmiana - melancholijne, osnute tytoniowym dymem i zamroczone wytrawnym winem Slow Love Slow. Naprawdę wspaniały kawałek - dowód na to, że Nightwish jest zespołem najwyższej próby, bo potrafi wyjść z przydzielonej mu szufladki i nagrać coś zupełnie innego, pięknego i wciągającego. Powolne Slow Love Slow wygasa, by za chwilę uderzyło nas nieco folkowe I want my tears back. Następnie mamy Scaretale. Kolejny wymiatający utwór. To mieszanka szybkiego power metalu i horroru rodem z cyrku. W końcówce Scaretale mamy niesamowitą okazję, by posłuchać jednego z lepszych popisów wokalnych Anette. Po Scaretale następuje Arabesque - utwór instrumentalny inspirowany pustynną podróżą. Dalej mamy wspaniałą balladę Turn Loose the Mermaids. Łagodna, spokojna, poetycka, pod koniec przygrywa z przytupem na celtycką modłę. Rest Calm to kawałek nieco przyciężkawy, ponury, ale również wciągający. The Crow, The Owl And The Dove znów daje nam chwilę wytchnienia przed wielkim zakończeniem płyty. Last Ride of the Day to z kolei kawałek szybki, pokrzepiający, energetyczny, zagrany z przytupem. Potem Song of Myself. Kawałek bogaty, długi (trwa aż 13 minut), różnorodny - raz szybki, raz wolny, raz głośny, za chwilę szeptany - istny majstersztyk. I po nim czas na wielki finał - Imaginaerum. Nie mogę uciec od natrętnej myśli, która wraca do mnie jak bumerang. Ten kawałek jest jak podsumowanie wszystkich powyższych. Słychać tu elementy Taikatalvi, Storytime, Scaretale, Rest Calm, Song of Myself. Idealne dopełnienie idealnego dzieła. Brawo Nightwish!
To Wasza najlepsza płyta, wysoko postawiliście poprzeczkę, ciężko będzie nagrać coś lepszego. Chociaż z drugiej strony niepokorni Finowie uwielbiają nas zaskakiwać.

Delain - We Are The Others
Delain jest zespołem, którego siłą napędową są wokal i klawisze. Każda kolejna płyta jest coraz lepsza i wyrazista. Lucidity dawało radę, April Rain było świetne, We Are The Others jest rewelacyjne. Mocne, energiczne, poetyckie.

Otwierające krążek Mother Machine jest jak parowóz - ciężkie, twarde, cykliczne. Zamykasz oczy i widzisz buchającą parę, przesuwające się tłoki. Istny silnik napędowy, który daje moc całej płycie. Dalej podobne Electricity, nieco zlewające się z poprzednią piosenką. Za moment następuje jednak We Are The Others - świetne klawisze, piękny wokal, romantyczny kawałek. Nie będę może już wyliczał każdej piosenki z osobna, bo płyta ta nie jest aż tak wybitna jak Imaginaerum Nightwisha, ale na wzmiankę zasługują na pewno Hit Me With Your Best Shot, Babylon, Are You Done With Me. Jestem jednak szczerze rozczarowany piosenką Get The Devil Out Of Me. Spodziewałem się jakiegoś religijnego wyznania, pójścia w którąś stronę (miałem nadzieję na tę dobrą stronę). Tymczasem tekst jest pogmatwany - coś w zgodzie z filozofią Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek. W sumie niepotrzebnie Delain pogwałcił II Przykazanie Boskie. Nie za bardzo rozumiem, co artyści chcieli wyrazić tym utworem. Melodyjnie jest bardzo ładny i zapadający w pamięć, ale chyba tekst nie do końca wyraził to co artyści chcieli przekazać. Niemniej cała płyta prezentuje się jako wyrazista, mocna, przyjemna dla ucha i po prostu, po ludzku fajna.

Within Temptation - Hydra
Gdy tylko WT wydaje nową płytę od razu poprawia mi się humor. Po wspaniałej Silent Force, niepokornej The Heart of Everything i energicznym Unforgiving przyszedł czas na nową płytę zatytułowaną Hydra. Nasz wielogłowy potwór idealnie wpasowuje się w ten krążek, bowiem mamy do czynienia z muzyką z pogranicza stricte symphonic i... pop.

Płyta zaczyna się od Let Us Burn - to kawałek podniosły i dumny. Potem mamy żywiołowe Dangerous, które nagrane z Howardem Jonesem naprawdę zapada w ucho. Jednak najlepszym kawałkiem na całej płycie jest utwór numer 3. Koprodukcja WT i rapera X-Zibit. Co z tego powstało? Melodyjny, rozwijający się wstęp, potem mocne uderzenie i naprawdę wysokie nuty z gardła Sharon, a za chwilę twardy, męski X-Zibit. Piosenka genialna - niezły kontrast. Nie sądziłem, że ta współpraca będzie aż tak owocna. Polecam Wam zobaczyć teledysk. Utwór ten budzi u mnie niesamowitą wolę walki i chęć do życia. Po tym niesamowitym utworze mamy natomiast Paradise - efekt współpracy z ex-wokalistką Nightwisha - Tarją Turunen. Sharon i Tarja stosunkowo często śpiewają razem, więc ten utwór niczym nie zaskakuje - jest niezły, ale nie powalający. Na pewno nie tak jak poprzedni. Piąty utwór to spokojne i melancholijne Edge of the World, szósty z kolei nieco szybszy Silver Moonlight. Oba kawałki są dobre, ale ustępują siódmemu utworowi. Roses to istny majstersztyk - piosenka na długo zapada w pamięć. Jest piękna, romantyczna, niezwykle melodyjna. Refren cud, miód, malina. Dog Days i Tell Me Why nie są już tak wybitne, ale też się ich miło słucha. Na koniec zaś mamy utwór zagrany razem z Piotrem Roguckim z Comy. Pamiętam, że podobał mi się przeogromnie, gdy go pierwszy raz usłyszałem. Jest jednak taka komercyjna stacja z Krakowa, która nadaje pewne piosenki zbyt często i zbyt cyklicznie potrafiąc zohydzić najlepszy nawet utwór. The Whole World is Watching jest świetny, ale niestety chyba nazbyt komercyjny i popowy. To mój podstawowy zarzut w stosunku do tej piosenki. Niemniej Hydra to nadal świetna płyta i WT udowodnili nią swoją dobrą formę.

Lacuna Coil - Dark Adrenaline
LC to ciężki format gothicu. Ich utwory są przybasowane, grane na niższą nutę niż Delain czy WT. Działa jednak magia wspaniałej Cristiny Scabbi. W mrocznych i mocnych nutach jej głos hipnotyzuje i uwodzi jak zwykle. Nie będę może omawiał każdego utworu z osobna, wskażę może jednak kilka moich typów.

Z pewnością na uwagę zasługuje metaliczna ballada End of Time. Kapitalny teledysk. Utwór czaruje mniej więcej tak jak Slow Love Slow z płyty Nightwisha. Innym utworem zapadającym w pamięć jest Intoxicated - to pewnie zasługa przeciągłego Aaaaj w refrenie. Mamy też ciekawy cover Loosing My Religion zespołu REM. Lacuna Coil robi naprawdę niezłe covery - to już drugi po Enjoy The Silence zagranego w oryginale przez Depeche Mode. Idealnym zamknięciem tej płyty, jak również całego tego artykułu jest piosenka My Spirit. Kawałek nieco wolniejszy, podnioślejszy, bujający. Taka metalowa kołysanka.

To by było na tyle. Rozpisałem się niemiłosiernie. Chciałem jednak podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Poznaliście w jakimś stopniu moje upodobania muzyczne. Z czasem jeszcze wrócimy do tego tematu.

wtorek, 9 września 2014

Maciejowa Piwniczka #2


Oceniamy dalej wina z Faktorii Win. Na celowniku mamy wina czerwone. Oba nieco ponad 20zł. Jedno portugalskie, jedno włoskie. Lubię opisywać wina porównując je do siebie, bo warto mieć do czegoś odniesienie. W ostatnim odcinku mieliśmy starcie La Piuma Sangiovese z Galante Montepulciano d'Abruzzo. Morał z tamtego pojedynku był taki, że jeśli chcemy napić się smacznego wina musimy na nie przeznaczyć minimum 20zł. La Piuma w starciu z Montepulciano przepadła z kretesem. Dziś do walki staną dwa zbliżone do siebie cenowo wina. Kto wygra?

MACIEJOWA PIWNICZKA - Odcinek 2

Ladies and gentlemen. Dziś na ringu dwa półwytrawne winiacze. Cenniki? Włoch za 25 zł i Portugalczyk za 22 zł. Przed państwem:

(1) Refosco San Domenico

Na etykiecie mamy niezwykle ciekawą historię o tym, że trunek ten był ulubionym winem Casanovy. Fajnie. Człowiek od razu czuje, że ma do czynienia z czymś nadzwyczajnym. Wraz z pierwszym łykiem mamy jednak...

...rozczarowanie. Jeśli to jest ulubione wino Casanovy to ja jestem święty turecki. Po pierwsze wino to jest za kwaśne. Jest kwaskowe przy pierwszym łyku, kwaskowe w przełyku i w ogóle kwasek zdominował wszystkie walory smakowe. Po drugie wino jest droższe od Montepulciano i wyraźnie mniej smaczne. Ok, ktoś powie - to jest półwytrawne, a tamto było wytrawne. Dlatego odniosę się do innego wina - a mianowicie...

(2) Bastardo! czerwone

Tu na etykiecie mamy wyznania pijanej nastolatki, która dostała kosza na dyskotece. W sumie po wypiciu całego Bastardo nawet fajnie się czyta te wypociny :)

Nastawiałem się na coś... gorszego. Bastardo nawet miło mnie zaskoczyło. Wino wokół którego ktoś z wielką pompą tłoczył powietrze, by uzyskać wielką bańkę mydlaną, które miało być wielkim wejściem portugalskiej sztuki winiarstwa do naszej polskiej prowincji, które miało przebojem wytrącić Polakom kufle z piwem. W sumie spodziewałem się przereklamowanego sikacza. Tymczasem Bastardo! okazało się być winem nieźle zbalansowanym, ani za kwaskowe, ani za taninowe. W sam raz na wieczorek pod oliwki z serem pleśniowym.


Ciężko wystawić mi ocenę obu tym winom. Refosco nieco mnie zawiodło, choć jest zdecydowanie lepsze od La Piumy z poprzedniego odcinka i zdecydowanie słabsze od Montepulciano. Bastardo! smakowało mi też jakoś lepiej od Refosco. Choć nadal to Montepulciano jest moim faworytem.

A niech tam:
Bastardo! - 6/10
Refosco - 5/10
Które do piwniczki? Oczywiście Bastardo! Tańsze, smaczniejsze, czegóż chcieć więcej?

piątek, 5 września 2014

Maciejowa Piwniczka #1


Znawcą wina to ja nie jestem, ale sporo czytam i douczam się o winach. Wino jako napój alkoholowy najbardziej mi odpowiada (piwo jest mi obojętne, whisky i szkocka mnie odpychają). W Polsce wino nadal jest na marginesie. Po swoich znajomych widzę, że po wina sięgają rzadko, mają słabe rozeznanie i niestety nieco zbyt wysokie mniemanie o swojej wiedzy. Może wychodzę na zarozumialca, ale nie lubię gdy ktoś rozkręca się w tematach, na których się nie zna. Nie mówię, że jestem jakąś wyrocznią. Jestem osobą raczkującą w tematyce winiarstwa, ale chcę się dokształcać w tym zakresie.

Dlatego czasem napiszę coś o winach. Trochę dla mnie samego, żeby rozwijać swoją wiedzę, trochę też dla Was, żebyście mogli ze mną polemizować. Oczywiście jeśli już polemizować to przy lampeczce wina ;)

MACIEJOWA PIWNICZKA - odcinek 1

Dziś będzie o dwóch włoskich, niezbyt drogich, wytrawnych, czerwonych winach. Takie małe porównanie. Oba wina zostały solidnie skrytykowane na Winicjatywie. Nie szkodzi. Nie można opierać swojego gustu jedynie na czyichś odczuciach. Pamiętajmy, że wino ma przede wszystkim smakować Nam! No to jedziemy:

(1) La Piuma Sangiovese
Kupione w Biedronce. Cena niska, zdaje się niecałe 13 zł.
Czy było warto?
I tak, i nie.
Wino ma naprawdę ładną barwę, pięknie się prezentuje (jak na takiego taniego sikacza). Ma tylko jedną wadę (przynajmniej dla mnie). Zostawia kwaśny posmak. Zastanawiam się teraz czy wszystkie Sangiovese tak mają, czy tylko ten? Pewnie będę musiał spróbować jeszcze innych butelek od innych producentów. Sam szczep Sangiovese jest najpopularniejszym szczepem we Włoszech. Jego nazwa wywodzi się z łaciny i oznacza krew boga Jowisza. Wypite przeze mnie La Piuma pochodzi z północnych Włoch, konkretnie z regionu Emilia-Romagna. A przynajmniej taką mam nadzieję :)
OCENA: 4/10


(2) Galante Montepulciano d'Abruzzo
Kupione w markecie Vobiano, ale dostępne wszędzie pod szyldem Faktoria Win. Cena średnia, a dokładnie niecałe 24 zł.
Jak dla mnie dobre wino. O półkę wyżej niż La Piuma. Smak ma bardzo zrównoważony, ani za kwaśny, ani za goryczkowy. Bardzo przyjemny na filmowe wieczory, albo na randkę. Szczep Montepulciano jest mniej popularny niż Sangiovese. Jego pochodzenie jest niejasne, ale najprawdopodobniej pochodzi z Abruzji w środkowych Włoszech.
Nie jest to oczywiście najlepsze wino jakie w życiu piłem, ale uważam je za godne polecenia, a do tego jego cena nie jest sztucznie wywindowana w górę. Dobry wybór na prezent.

OCENA: 7/10


Montepulciano górą. Trafia do mojej piwniczki. La Piuma w dół. Do postawienia na stół gdy wpadnie nielubiana ciotka z niezapowiedzianą wizytą.

No i jak? Podobał się pierwszy odcinek "Maciejowej Piwniczki"?

poniedziałek, 1 września 2014

Na dzień dobry

Byłem dość sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Blog? Nie jestem nastolatką z gimbazy. Po co mam to prowadzić? Przekonała mnie jednak historia autora "Metro 2033". Dmitrij Głuchowski prowadził bloga nim wybił się na szerokie wody. No to ja też spróbuję. Długo się zbierałem, ale w końcu się zdecydowałem.

Nie jestem wielkim pisarzem. Nie mam ambicji nim być. Mam jednak czasem ochotę coś napisać. Jedni chodzą na mordercze maratony, inni pakują na siłce, ja natomiast mam potrzebę wypisać się. Głowa buzuje od pomysłów, ale jak na razie czasu brak i warsztat nie najlepszy. Ale pracuję nad sobą.

Będę na tym blogu wstawiał od czasu do czasu swoją radosną twórczość. Najpewniej w formacie pdf, tak żeby każdy mógł wedle własnego życzenia przeczytać też moje dzieła na tablecie czy smartfonie. Nie to, żeby były, aż tak fajne ;)...

Czasem postaram się też coś zalinkować, sam zresztą nie wiem. Wszystko będzie pod przypływem chwili.

No dobra, a teraz mój cel ostateczny. Nie piszę dla pieniędzy (choć pewnie byłoby miło czasem na tym zarobić). Nie piszę dla samego pisania. Piszę, by się ludziom podobało. Piszę bo lubię. I jeśli moje pisanie wywoła na czyjejś twarzy uśmiech, kogoś zainteresuje, kogoś wciągnie, ktoś poświęci kilka chwil by odpłynąć myślami w świat mojej prozy (zabrzmiało donośnie) to będzie to dla mnie największa nagroda.

Mój ulubiony gatunek to fantastyka. Moja pierwsza ukończona, ale nie opublikowana jak dotąd książka nosi tytuł "Czarna Księga". Zacząłem ją pisać na IV roku studiów i tak jakoś mi się w czasie rozwlekła, że musiałem nałożyć wiele poprawek, by wszystko zatrybiło. Jak wyglądało moje pisanie? Chaotycznie. Pomysły się piętrzyły, czasu notorycznie brakowało, słowa na ekranie monitora nie chciały w pełni oddać tego co czułem gdy to pisałem. Miałem oczywiście przy tym sporo zabawy, wypiłem niejedno wino, przesłuchałem niejedną płytę. Ostatecznie moje dzieło przeczytały w całości jak na razie cztery osoby. Wszystkim nawet się w miarę podobało. No dobra - będziemy publikować po troszku, może i Wam się spodoba. Jeśli się spodoba, błagam, pomóżcie to rozprowadzić. Jeśli się nie spodoba musicie koniecznie wygarnąć wszystkie niedociągnięcia.

Pozdrawiam w ten jakże ciemny, ale nastrojowy wrześniowy poranek. Tak na koniec coś na patriotyczną nutę. Chwała Bohaterom!