Co roku na jesień dopada mnie jakaś osobliwa chandra. Objawia się to częstszym bujaniem w obłokach, zasłuchaniem w gotycki metal, zaczytaniem w fantastykę, zagraniem w jakieś rpg. Dziś opowiem Wam, drodzy czytelnicy, o czterech bardzo fajnych płytach, które wałkuję teraz na okrągło.
W zasadzie słucham wszystkich gatunków muzyki. Nie narzucam sobie jakichś fanatycznych ograniczników. Najbardziej jednak zakochałem się w gotyckim metalu. A może to jest symfoniczny metal? Ciężko mi czasem wskazać gdzie leży granica tych dwóch metalowych podgatunków. O ile industrial czy power metal są dla mnie łatwe do zidentyfikowania, o tyle gothic i symphonic często się ze sobą przeplatają. Jak zwał, tak zwał. Grunt, że dobrze grają ;)
Nightwish - Imaginaerum
Jak dla mnie twórczość Nightwisha dzieli się na dwie epoki. Epoka Tarji Turunen to Nightwish bardziej operowy, baśniowy, czarodziejski i niekiedy trochę infantylny, ale jednak wciąż wspaniały. Epoka Anette Olzon to Nightwish mroczny, drapieżny, przebojowy, gwałtowny i nieco dojrzalszy. Jakim szokiem była dla mnie płyta Imaginaerum?!
Całość jest świetnie skomponowana, wszystkie piosenki pasują tu do siebie, czuć między nimi ciągłość. Imaginaerum to płyta jedyna w swoim rodzaju. Jest jak przepiękny musical, którego można słuchać na okrągło wcale się nim nie nudząc.
Mamy tutaj otwierające płytę słodkie i hipnotyczne Taikatalvi, dalej energiczne Storytime, następnie drapieżne i mocne Ghost River, w którym czuć rwący potok i tonących ludzi. Po tych dwóch szybkich utworach nagła odmiana - melancholijne, osnute tytoniowym dymem i zamroczone wytrawnym winem Slow Love Slow. Naprawdę wspaniały kawałek - dowód na to, że Nightwish jest zespołem najwyższej próby, bo potrafi wyjść z przydzielonej mu szufladki i nagrać coś zupełnie innego, pięknego i wciągającego. Powolne Slow Love Slow wygasa, by za chwilę uderzyło nas nieco folkowe I want my tears back. Następnie mamy Scaretale. Kolejny wymiatający utwór. To mieszanka szybkiego power metalu i horroru rodem z cyrku. W końcówce Scaretale mamy niesamowitą okazję, by posłuchać jednego z lepszych popisów wokalnych Anette. Po Scaretale następuje Arabesque - utwór instrumentalny inspirowany pustynną podróżą. Dalej mamy wspaniałą balladę Turn Loose the Mermaids. Łagodna, spokojna, poetycka, pod koniec przygrywa z przytupem na celtycką modłę. Rest Calm to kawałek nieco przyciężkawy, ponury, ale również wciągający. The Crow, The Owl And The Dove znów daje nam chwilę wytchnienia przed wielkim zakończeniem płyty. Last Ride of the Day to z kolei kawałek szybki, pokrzepiający, energetyczny, zagrany z przytupem. Potem Song of Myself. Kawałek bogaty, długi (trwa aż 13 minut), różnorodny - raz szybki, raz wolny, raz głośny, za chwilę szeptany - istny majstersztyk. I po nim czas na wielki finał - Imaginaerum. Nie mogę uciec od natrętnej myśli, która wraca do mnie jak bumerang. Ten kawałek jest jak podsumowanie wszystkich powyższych. Słychać tu elementy Taikatalvi, Storytime, Scaretale, Rest Calm, Song of Myself. Idealne dopełnienie idealnego dzieła. Brawo Nightwish!
To Wasza najlepsza płyta, wysoko postawiliście poprzeczkę, ciężko będzie nagrać coś lepszego. Chociaż z drugiej strony niepokorni Finowie uwielbiają nas zaskakiwać.
Delain - We Are The Others
Delain jest zespołem, którego siłą napędową są wokal i klawisze. Każda kolejna płyta jest coraz lepsza i wyrazista. Lucidity dawało radę, April Rain było świetne, We Are The Others jest rewelacyjne. Mocne, energiczne, poetyckie.
Otwierające krążek Mother Machine jest jak parowóz - ciężkie, twarde, cykliczne. Zamykasz oczy i widzisz buchającą parę, przesuwające się tłoki. Istny silnik napędowy, który daje moc całej płycie. Dalej podobne Electricity, nieco zlewające się z poprzednią piosenką. Za moment następuje jednak We Are The Others - świetne klawisze, piękny wokal, romantyczny kawałek. Nie będę może już wyliczał każdej piosenki z osobna, bo płyta ta nie jest aż tak wybitna jak Imaginaerum Nightwisha, ale na wzmiankę zasługują na pewno Hit Me With Your Best Shot, Babylon, Are You Done With Me. Jestem jednak szczerze rozczarowany piosenką Get The Devil Out Of Me. Spodziewałem się jakiegoś religijnego wyznania, pójścia w którąś stronę (miałem nadzieję na tę dobrą stronę). Tymczasem tekst jest pogmatwany - coś w zgodzie z filozofią Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek. W sumie niepotrzebnie Delain pogwałcił II Przykazanie Boskie. Nie za bardzo rozumiem, co artyści chcieli wyrazić tym utworem. Melodyjnie jest bardzo ładny i zapadający w pamięć, ale chyba tekst nie do końca wyraził to co artyści chcieli przekazać. Niemniej cała płyta prezentuje się jako wyrazista, mocna, przyjemna dla ucha i po prostu, po ludzku fajna.
Within Temptation - Hydra
Gdy tylko WT wydaje nową płytę od razu poprawia mi się humor. Po wspaniałej Silent Force, niepokornej The Heart of Everything i energicznym Unforgiving przyszedł czas na nową płytę zatytułowaną Hydra. Nasz wielogłowy potwór idealnie wpasowuje się w ten krążek, bowiem mamy do czynienia z muzyką z pogranicza stricte symphonic i... pop.
Płyta zaczyna się od Let Us Burn - to kawałek podniosły i dumny. Potem mamy żywiołowe Dangerous, które nagrane z Howardem Jonesem naprawdę zapada w ucho. Jednak najlepszym kawałkiem na całej płycie jest utwór numer 3. Koprodukcja WT i rapera X-Zibit. Co z tego powstało? Melodyjny, rozwijający się wstęp, potem mocne uderzenie i naprawdę wysokie nuty z gardła Sharon, a za chwilę twardy, męski X-Zibit. Piosenka genialna - niezły kontrast. Nie sądziłem, że ta współpraca będzie aż tak owocna. Polecam Wam zobaczyć teledysk. Utwór ten budzi u mnie niesamowitą wolę walki i chęć do życia. Po tym niesamowitym utworze mamy natomiast Paradise - efekt współpracy z ex-wokalistką Nightwisha - Tarją Turunen. Sharon i Tarja stosunkowo często śpiewają razem, więc ten utwór niczym nie zaskakuje - jest niezły, ale nie powalający. Na pewno nie tak jak poprzedni. Piąty utwór to spokojne i melancholijne Edge of the World, szósty z kolei nieco szybszy Silver Moonlight. Oba kawałki są dobre, ale ustępują siódmemu utworowi. Roses to istny majstersztyk - piosenka na długo zapada w pamięć. Jest piękna, romantyczna, niezwykle melodyjna. Refren cud, miód, malina. Dog Days i Tell Me Why nie są już tak wybitne, ale też się ich miło słucha. Na koniec zaś mamy utwór zagrany razem z Piotrem Roguckim z Comy. Pamiętam, że podobał mi się przeogromnie, gdy go pierwszy raz usłyszałem. Jest jednak taka komercyjna stacja z Krakowa, która nadaje pewne piosenki zbyt często i zbyt cyklicznie potrafiąc zohydzić najlepszy nawet utwór. The Whole World is Watching jest świetny, ale niestety chyba nazbyt komercyjny i popowy. To mój podstawowy zarzut w stosunku do tej piosenki. Niemniej Hydra to nadal świetna płyta i WT udowodnili nią swoją dobrą formę.
Lacuna Coil - Dark Adrenaline
LC to ciężki format gothicu. Ich utwory są przybasowane, grane na niższą nutę niż Delain czy WT. Działa jednak magia wspaniałej Cristiny Scabbi. W mrocznych i mocnych nutach jej głos hipnotyzuje i uwodzi jak zwykle. Nie będę może omawiał każdego utworu z osobna, wskażę może jednak kilka moich typów.
Z pewnością na uwagę zasługuje metaliczna ballada End of Time. Kapitalny teledysk. Utwór czaruje mniej więcej tak jak Slow Love Slow z płyty Nightwisha. Innym utworem zapadającym w pamięć jest Intoxicated - to pewnie zasługa przeciągłego Aaaaj w refrenie. Mamy też ciekawy cover Loosing My Religion zespołu REM. Lacuna Coil robi naprawdę niezłe covery - to już drugi po Enjoy The Silence zagranego w oryginale przez Depeche Mode. Idealnym zamknięciem tej płyty, jak również całego tego artykułu jest piosenka My Spirit. Kawałek nieco wolniejszy, podnioślejszy, bujający. Taka metalowa kołysanka.
To by było na tyle. Rozpisałem się niemiłosiernie. Chciałem jednak podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Poznaliście w jakimś stopniu moje upodobania muzyczne. Z czasem jeszcze wrócimy do tego tematu.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz